Tomasz Śrutkowski, gdy usłyszał, że ekipa filmowa jedzie na plan "Brzeziny", miał akurat ze sobą aparat. Pojechał i fotografował mistrza... Andrzeja Wajdę. Dziś, po pięćdziesięciu latach, zaprasza na wystawę tych zdjęć w Olsztynie.
— Każda wystawa ma swój powód…
— Pięćdziesiąt lat temu, czyli w maju 1970 roku, Andrzej Wajda zaczął kręcić „Brzezinę”. Byłem na planie, robiłem tam zdjęcia, które właśnie będzie można oglądać. Wtedy Wajda wrócił z Cannes. Pojechał tam z Danielem Olbrychskim. Na moich zdjęciach czuć jeszcze atmosferę tego festiwalu. Reżyser ma czarną skórzaną kurteczkę, pali cygaro… To jest wręcz pokaz mody francuskiej! A olsztyńska wystawa właściwie inauguruje obchody pięćdziesięciolecia "Brzeziny". Wystawa pojawi się też gdzieś w Polsce. Gdzie? Trudno jeszcze powiedzieć. Ale jestem w kontakcie z Krystyną Zachwatowicz-Wajdą, żoną Andrzeja Wajdy.
— Pięćdziesiąt lat temu, czyli w maju 1970 roku, Andrzej Wajda zaczął kręcić „Brzezinę”. Byłem na planie, robiłem tam zdjęcia, które właśnie będzie można oglądać. Wtedy Wajda wrócił z Cannes. Pojechał tam z Danielem Olbrychskim. Na moich zdjęciach czuć jeszcze atmosferę tego festiwalu. Reżyser ma czarną skórzaną kurteczkę, pali cygaro… To jest wręcz pokaz mody francuskiej! A olsztyńska wystawa właściwie inauguruje obchody pięćdziesięciolecia "Brzeziny". Wystawa pojawi się też gdzieś w Polsce. Gdzie? Trudno jeszcze powiedzieć. Ale jestem w kontakcie z Krystyną Zachwatowicz-Wajdą, żoną Andrzeja Wajdy.
— Kiedy poznał pan Wajdę?
— Od 1969 roku pracowałem już przy filmie. Zbierałem punkty, żeby dostać się do szkoły filmowej. Pierwszy raz pojawiłem się na planie „Kocich śladów” Pawła Komorowskiego. W główną rolę wcielił się Janusz Gajos. Najpierw kręciliśmy w Zakopanem, a potem przyjechaliśmy do Warszawy, do atelier. To była ogromna wytwórnia filmowa, razem z łódzką i wrocławską. Warszawa była jak małe Hollywood. Wytwórnia miała hale i w każdej ktoś pracował. W jednej hali były "Kocie ślady", a za ścianą reżyserował Krzysztof Zanussi. A jeszcze dalej Petelscy kręcili „Kopernika”. Dostać się na taki plan nie było łatwo, ale, całe szczęście, udało mi się wkręcić do „Krajobrazu po bitwie” Wajdy. Ładowałem kasety do kamery, z takim wyposażeniem wchodziłem na halę i w ten sposób stałem się człowiekiem Wajdy. Mogłem wszystko oglądać i podglądać. Rozmawiałem też z ludźmi, poznałem i drugiego reżysera, i aktorów. Powiedzieli mi, że jadą kręcić „Brzezinę”. Miałem akurat ze sobą aparat fotograficzny. To był czeski flexaret ze świetną optyką. Pojechałem z nimi na plan w Kampinosie, do pięknej leśniczówki. Wajdy nie było, bo był akurat w Cannes, ale wrócił.
— Od 1969 roku pracowałem już przy filmie. Zbierałem punkty, żeby dostać się do szkoły filmowej. Pierwszy raz pojawiłem się na planie „Kocich śladów” Pawła Komorowskiego. W główną rolę wcielił się Janusz Gajos. Najpierw kręciliśmy w Zakopanem, a potem przyjechaliśmy do Warszawy, do atelier. To była ogromna wytwórnia filmowa, razem z łódzką i wrocławską. Warszawa była jak małe Hollywood. Wytwórnia miała hale i w każdej ktoś pracował. W jednej hali były "Kocie ślady", a za ścianą reżyserował Krzysztof Zanussi. A jeszcze dalej Petelscy kręcili „Kopernika”. Dostać się na taki plan nie było łatwo, ale, całe szczęście, udało mi się wkręcić do „Krajobrazu po bitwie” Wajdy. Ładowałem kasety do kamery, z takim wyposażeniem wchodziłem na halę i w ten sposób stałem się człowiekiem Wajdy. Mogłem wszystko oglądać i podglądać. Rozmawiałem też z ludźmi, poznałem i drugiego reżysera, i aktorów. Powiedzieli mi, że jadą kręcić „Brzezinę”. Miałem akurat ze sobą aparat fotograficzny. To był czeski flexaret ze świetną optyką. Pojechałem z nimi na plan w Kampinosie, do pięknej leśniczówki. Wajdy nie było, bo był akurat w Cannes, ale wrócił.
— Nie przepędził pana?
— Powiedziałem mu, że będę go fotografował. Zgodził się. A że nie miałem teleobiektywów, więc podchodziłem do niego blisko, nawet na metr. Wtedy cały nieruchomiał. Można powiedzieć, że pozował mi do zdjęć. Gdy byłem w Olsztynie, wywołałem wszystkie fotografie i zawiozłem mu, żeby je zobaczył. Chciałem mu pokazać, że wywiązałem się z zadania. Na niektórych zdjęciach nawet podpisał się. Niektóre z nich mam do dzisiaj… Można powiedzieć, że zaczaiłem się wtedy na Wajdę. Był fascynujący na planie. Mistrz po prostu!
— Powiedziałem mu, że będę go fotografował. Zgodził się. A że nie miałem teleobiektywów, więc podchodziłem do niego blisko, nawet na metr. Wtedy cały nieruchomiał. Można powiedzieć, że pozował mi do zdjęć. Gdy byłem w Olsztynie, wywołałem wszystkie fotografie i zawiozłem mu, żeby je zobaczył. Chciałem mu pokazać, że wywiązałem się z zadania. Na niektórych zdjęciach nawet podpisał się. Niektóre z nich mam do dzisiaj… Można powiedzieć, że zaczaiłem się wtedy na Wajdę. Był fascynujący na planie. Mistrz po prostu!
— Legenda.
— Wtedy był już czołowym reżyserem. Miał za sobą „Kanał”, „Popiół i diament” i „Popioły”. Ale oczywiście nie robiłem zdjęć tylko Wajdzie. Fotografowałem Olbrychskiego, Emilię Krakowską, Olgierda Łukaszewicza i Marka Perepeczkę. To wszystko leżało tyle lat, aż w końcu postanowiłem, że wydam album o „Brzezinie”. Napisałem o tym do Wajdy, a on dosyć szybko mi odpisał. Ba, obiecał nawet, że napisze wstęp! I tym sposobem wydałem „Za kamerą. Andrzej Wajda”. A teraz będzie wystawa. A na niej szesnaście zdjęć…
— Wtedy był już czołowym reżyserem. Miał za sobą „Kanał”, „Popiół i diament” i „Popioły”. Ale oczywiście nie robiłem zdjęć tylko Wajdzie. Fotografowałem Olbrychskiego, Emilię Krakowską, Olgierda Łukaszewicza i Marka Perepeczkę. To wszystko leżało tyle lat, aż w końcu postanowiłem, że wydam album o „Brzezinie”. Napisałem o tym do Wajdy, a on dosyć szybko mi odpisał. Ba, obiecał nawet, że napisze wstęp! I tym sposobem wydałem „Za kamerą. Andrzej Wajda”. A teraz będzie wystawa. A na niej szesnaście zdjęć…
— Ale spotkań z Wajdą było zapewne więcej…
— Nawet w Olsztynie! „Człowiek z marmuru” miał premierę w 1976 roku. Wajda przyjechał do Olsztyna na spotkanie w ówczesnym Wojewódzkim Domu Kultury. Ale zanim tam się zjawił, przyjął zaproszenie Domu Środowisk Twórczych na ul. Mickiewicza. Pracowałem wówczas w „Gazecie Olsztyńskiej”. Zwrócono się wtedy do mnie, żebym to spotkanie poprowadził. Przygotowałem pytania i zacząłem... Gdy skończyliśmy, uścisnął mi rękę i mrugnął okiem. Był zadowolony, bo każda rozmowa kończyła się na polityce, a ja trzymałem się tematyki kina. Dyskutowaliśmy o tym, co zrobił do tej pory. O niczym więcej.
— Nawet w Olsztynie! „Człowiek z marmuru” miał premierę w 1976 roku. Wajda przyjechał do Olsztyna na spotkanie w ówczesnym Wojewódzkim Domu Kultury. Ale zanim tam się zjawił, przyjął zaproszenie Domu Środowisk Twórczych na ul. Mickiewicza. Pracowałem wówczas w „Gazecie Olsztyńskiej”. Zwrócono się wtedy do mnie, żebym to spotkanie poprowadził. Przygotowałem pytania i zacząłem... Gdy skończyliśmy, uścisnął mi rękę i mrugnął okiem. Był zadowolony, bo każda rozmowa kończyła się na polityce, a ja trzymałem się tematyki kina. Dyskutowaliśmy o tym, co zrobił do tej pory. O niczym więcej.
— Ani słowa o polityce?
— Gdy zaczęło się ściemniać, poprosił, żeby nie zapalać światła. Bo cały czas miał towarzystwo… Do Olsztyna jechał za nim Urząd Bezpieczeństwa. Można zażartować, że śledziła go „czarna wołga”. To był akurat inny samochód, ale kierowca miał na niego oko… Ale o polityce rzeczywiście ani słowa.
— Gdy zaczęło się ściemniać, poprosił, żeby nie zapalać światła. Bo cały czas miał towarzystwo… Do Olsztyna jechał za nim Urząd Bezpieczeństwa. Można zażartować, że śledziła go „czarna wołga”. To był akurat inny samochód, ale kierowca miał na niego oko… Ale o polityce rzeczywiście ani słowa.
— Pan też w 1970 roku miał na niego oko. Z tym że intencje były inne.
— Bardzo cieszyłem się, że mogłem być wtedy na planie „Brzeziny”. I cieszę się również dzisiaj, bo po tych pięćdziesięciu latach właśnie zdjęciami z planu mogę o tym opowiadać.
— Bardzo cieszyłem się, że mogłem być wtedy na planie „Brzeziny”. I cieszę się również dzisiaj, bo po tych pięćdziesięciu latach właśnie zdjęciami z planu mogę o tym opowiadać.
ADA ROMANOWSKA
Na wystawę "Andrzej Wajda — portret na filmowym planie" zapraszamy do Klubu „U Artystów” w Olsztynie przy ul. Kołłątaja 20.
Czytaj e-wydanie
Gazeta Olsztyńska zawsze pod ręką w Twoim smartfonie, tablecie i komputerze. Roczna prenumerata e-wydania Gazety Olsztyńskiej i tygodnika lokalnego tylko 199 zł.
Kliknij w załączony PDF lub wejdź na stronę >>>kupgazete.pl
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Dodaj komentarz Odśwież
Dodawaj komentarze jako zarejestrowany użytkownik - zaloguj się lub wejdź przez