Twarz Grzegorza Przemyka wyświetlana na scenie podczas spektaklu
Autor zdjęcia: Łukasz Czarnecki-Pacyński
Cezary Łazarewicz spotkał się w sobotę 30 X z czytelnikami w Studium Reportażu przy Teatrze im. S.Jaracza w Olsztynie, przedstawiając swój nagrodzony literacką nagrodą Nike 2017 reportaż pt. „Żeby nie było śladów”. Zabójcy Przemyka nigdy nie ponieśli odpowiedzialności za tę zbrodnię.
Wieczór w Studium Reportażu rozpoczęło aktorskie czytanie fragmentów reportażu Łazarewicza. Wzięli w nim udział: Agnieszka Castellanos-Pawlak, Katarzyna Kropidłowska, Paweł Parczewski, Wojciech Rydzio i Cezary Ilczyna, który rzecz całą wyreżyserował. Scena Margines została w bardzo pomysłowy sposób udekorowana wielkimi „kartkami papieru” (wykonanymi z plastiku), które od razu kierowały uwagę widza w stronę literatury. Mogły jednocześnie posłużyć za ekran, na którym wyświetlano zdjęcia ilustrujące opowiadaną w książce historię jednej z najbardziej znanych zbrodni funkcjonariuszy reżimu komunistycznego lat 80’. 12 maja 1983 r. Grzegorz Przemyk, syn opozycyjnej poetki Barbary Sadowskiej, został śmiertelnie pobity przez milicjantów na komisariacie przy ul. Jezuickiej w Warszawie.
Aktorzy podczas czytania fragmentów reportażu Łazarewicza
fot. ŁCP
Reportaż Łazarewicza został oparty na informacjach prasowych z tamtych lat, cytując prasę i tzw. „pierwszego” – czyli oficjalnego obiegu, i tego „drugiego” – wydawanego w podziemiu na powielaczach, z narażeniem zdrowia, a czasem i życia. Do tego nawiązuje tytuł książki. Ówcześni śledczy bili przecież tak, „żeby nie było śladów".
Zdjęcia z pogrzebu Grzegorza Przemyka jako ilustracja do spektaklu
fot. ŁCP
Dla nas, którzy pamiętają tamte czasy, było to bardzo poruszające zobaczyć na zdjęciach wyświetlanych na scenie setki ludzi wznoszących przy trumnie zamordowanego młodego poety, który właśnie zdał maturę, dłonie z palcami uformowanymi w znak „V” - w tamtych czasach symbolizujący opór wobec władzy komunistów oraz nadzieję zwycięstwa nad nimi. I do tego cytat z książki Łazarewicza: „17 miesięcy po wprowadzeniu stanu wojennego 20 tysięcy Polaków manifestowało w Warszawie podczas pogrzebu Grzegorza Przemyka. Napisał o tym, m.in., „New York Herald Tribune”, tylko w polskiej prasie nie było ani słowa”. Po zakończeniu ceremonii pogrzebowej w żoliborskim kościele św. Stanisława Kostki, prowadzonej przez biskupa Władysława Miziołka, wikariusz tej parafii, ks. Jerzy Popiełuszko – także zamordowany rok później przez SB, poprosił zebranych, żeby poszli na cmentarz bez śpiewu i krzyków. „Kto zacznie krzyczeć, to na pewno będzie prowokator”. I wtedy milczący kondukt ruszył ulicą Krasińskiego. „A kiedy tyle tysięcy ludzi milczy na jeden temat, to jest to głośniejsze, niż okrzyk z tysięcy gardeł” - skomentował to autor reportażu.
Aktorzy podczas czytania fragmentów reportażu Łazarewicza
fot. ŁCP
Słuchając fragmentów książki Łazarewicza obserwowaliśmy historię dochodzenia sprawiedliwości na sprawcach tej zbrodni, skutecznie utrudnianego przez władze PRL. Po zmianie władzy w Polsce ojciec zamordowanego maturzysty liczył na możliwość pociągnięcia sprawców do odpowiedzialności i czekał na to jeszcze wiele lat. Ostatecznie uniknęli oni jednak kary, jeden z powodów zdrowotnych, a drugi, kilka lat później, z powodu przedawnienia sprawy.
Włodzimierz Nowak i Cezary Łazarewicz
fot. ŁCP
Następne spotkanie z reportażem w Jaraczu 25 stycznia. Bohaterem wieczoru będzie Paweł P. Reszka, autor „Płuczek. Poszukiwaczy żydowskiego złota”.
Po zakończeniu spektaklu na rozmowę z Cezarym Łazarewiczem zaprosił nas Włodzimierz Nowak, szef Studium Reportażu. Dowiedzieliśmy się wtedy, że znany reportażysta, sam mający w życiorysie ładną kartę działalności opozycyjnej w czasach PRL, mieszkał w czasach stanu wojennego w Darłowie, gdzie internowano wtedy czołówkę Solidarności. A będąc samemu młodszym o zaledwie dwa lata od Grzegorza Przemyka, tym bardziej przeżywał jego brutalną śmierć z rąk milicyjnych oprawców.
Sala Sceny Margines była pełna
fot. ŁCP
Kiedy, pisząc swoją książkę, odwiedził byłego sanitariusza Wysockiego, który przyznał się w sądzie do zabicia Przemyka, zadał mu ważne pytanie: „To pan, przyznając się, sprawił, że to kłamstwo było możliwe”. „Bałem się o rodzinę, o dziecko, grozili mi, że ich zabiją” - wyjaśnił wtedy były sanitariusz pogotowia ratunkowego, skazany za tę zbrodnię wraz z kolegą, drugim sanitariuszem z karetki wiozącej Przemyka do szpitala oraz lekarką z tej karetki, Barbarą Makowską-Witkowską.
Tak funkcjonował w tamtych czasach polski wymiar sprawiedliwości.
Cezary Łazarewicz i Włodzimierz Nowak
fot. ŁCP
Aktorzy podczas czytania fragmentów reportażu Łazarewicza
fot. ŁCP
Reportaż Łazarewicza został oparty na informacjach prasowych z tamtych lat, cytując prasę i tzw. „pierwszego” – czyli oficjalnego obiegu, i tego „drugiego” – wydawanego w podziemiu na powielaczach, z narażeniem zdrowia, a czasem i życia. Do tego nawiązuje tytuł książki. Ówcześni śledczy bili przecież tak, „żeby nie było śladów".
Zdjęcia z pogrzebu Grzegorza Przemyka jako ilustracja do spektaklu
fot. ŁCP
Dla nas, którzy pamiętają tamte czasy, było to bardzo poruszające zobaczyć na zdjęciach wyświetlanych na scenie setki ludzi wznoszących przy trumnie zamordowanego młodego poety, który właśnie zdał maturę, dłonie z palcami uformowanymi w znak „V” - w tamtych czasach symbolizujący opór wobec władzy komunistów oraz nadzieję zwycięstwa nad nimi. I do tego cytat z książki Łazarewicza: „17 miesięcy po wprowadzeniu stanu wojennego 20 tysięcy Polaków manifestowało w Warszawie podczas pogrzebu Grzegorza Przemyka. Napisał o tym, m.in., „New York Herald Tribune”, tylko w polskiej prasie nie było ani słowa”. Po zakończeniu ceremonii pogrzebowej w żoliborskim kościele św. Stanisława Kostki, prowadzonej przez biskupa Władysława Miziołka, wikariusz tej parafii, ks. Jerzy Popiełuszko – także zamordowany rok później przez SB, poprosił zebranych, żeby poszli na cmentarz bez śpiewu i krzyków. „Kto zacznie krzyczeć, to na pewno będzie prowokator”. I wtedy milczący kondukt ruszył ulicą Krasińskiego. „A kiedy tyle tysięcy ludzi milczy na jeden temat, to jest to głośniejsze, niż okrzyk z tysięcy gardeł” - skomentował to autor reportażu.
Aktorzy podczas czytania fragmentów reportażu Łazarewicza
fot. ŁCP
Słuchając fragmentów książki Łazarewicza obserwowaliśmy historię dochodzenia sprawiedliwości na sprawcach tej zbrodni, skutecznie utrudnianego przez władze PRL. Po zmianie władzy w Polsce ojciec zamordowanego maturzysty liczył na możliwość pociągnięcia sprawców do odpowiedzialności i czekał na to jeszcze wiele lat. Ostatecznie uniknęli oni jednak kary, jeden z powodów zdrowotnych, a drugi, kilka lat później, z powodu przedawnienia sprawy.
Włodzimierz Nowak i Cezary Łazarewicz
fot. ŁCP
Następne spotkanie z reportażem w Jaraczu 25 stycznia. Bohaterem wieczoru będzie Paweł P. Reszka, autor „Płuczek. Poszukiwaczy żydowskiego złota”.
Po zakończeniu spektaklu na rozmowę z Cezarym Łazarewiczem zaprosił nas Włodzimierz Nowak, szef Studium Reportażu. Dowiedzieliśmy się wtedy, że znany reportażysta, sam mający w życiorysie ładną kartę działalności opozycyjnej w czasach PRL, mieszkał w czasach stanu wojennego w Darłowie, gdzie internowano wtedy czołówkę Solidarności. A będąc samemu młodszym o zaledwie dwa lata od Grzegorza Przemyka, tym bardziej przeżywał jego brutalną śmierć z rąk milicyjnych oprawców.
Sala Sceny Margines była pełna
fot. ŁCP
Kiedy, pisząc swoją książkę, odwiedził byłego sanitariusza Wysockiego, który przyznał się w sądzie do zabicia Przemyka, zadał mu ważne pytanie: „To pan, przyznając się, sprawił, że to kłamstwo było możliwe”. „Bałem się o rodzinę, o dziecko, grozili mi, że ich zabiją” - wyjaśnił wtedy były sanitariusz pogotowia ratunkowego, skazany za tę zbrodnię wraz z kolegą, drugim sanitariuszem z karetki wiozącej Przemyka do szpitala oraz lekarką z tej karetki, Barbarą Makowską-Witkowską.
Tak funkcjonował w tamtych czasach polski wymiar sprawiedliwości.
Cezary Łazarewicz i Włodzimierz Nowak
fot. ŁCP
* * *
Po zakończeniu spotkania jego uczestnicy byli zgodni, że wywarło ono na nich duże wrażenie. Pani w dojrzałym wieku, która przedstawiła się jako mieszkanka Olsztyna, stwierdziła: — Uświadomiłam sobie, że my nie umiemy pamiętać o tym, o czym powinniśmy pamiętać. O takich właśnie tragicznych wydarzeniach, jak śmierć Przemyka czy śmierć Antonowicza w Olsztynie. Jakimś dziwnym trafem, kiedy nastąpiły w latach 90’ te przemiany, nie było żadnych nacisków, ani ze strony społeczeństwa, ani Solidarności, żeby tę sprawę wyjaśnić i żeby powiedzieć społeczeństwu, co się tak naprawdę wtedy stało. To jest dla mnie osobiście bardzo bolesne, bo uważam, że naród powinien o niektórych sprawach jednak pamiętać i rozliczać je. Bo inaczej to nigdy nie odpowiemy na to, co złe było w naszej historii, ani to, co było w niej dobre.
Po zakończeniu spotkania jego uczestnicy byli zgodni, że wywarło ono na nich duże wrażenie. Pani w dojrzałym wieku, która przedstawiła się jako mieszkanka Olsztyna, stwierdziła: — Uświadomiłam sobie, że my nie umiemy pamiętać o tym, o czym powinniśmy pamiętać. O takich właśnie tragicznych wydarzeniach, jak śmierć Przemyka czy śmierć Antonowicza w Olsztynie. Jakimś dziwnym trafem, kiedy nastąpiły w latach 90’ te przemiany, nie było żadnych nacisków, ani ze strony społeczeństwa, ani Solidarności, żeby tę sprawę wyjaśnić i żeby powiedzieć społeczeństwu, co się tak naprawdę wtedy stało. To jest dla mnie osobiście bardzo bolesne, bo uważam, że naród powinien o niektórych sprawach jednak pamiętać i rozliczać je. Bo inaczej to nigdy nie odpowiemy na to, co złe było w naszej historii, ani to, co było w niej dobre.
Byłam już mocno dorosłą osobą, kiedy Przemyk stracił życie, a potem, w latach 90’, nie śledziłam nawet, czy się toczą jakieś procesy, czy ktoś stara się jednak wyjaśnić tę historię. Wyparliśmy tę przeszłość ze świadomości. Koniec,kropka.
Profesor Robert Traba, historyk, politolog, działacz społeczny i kulturoznawca, m.in. założyciel olsztyńskiego stowarzyszenia Wspólnota Kulturowa Borussia, dodał: — Ta książka, niezależnie od samego przypadku okrutnego morderstwa na młodziutkim Przemyku czy od procesu, który nie skończył się nigdy wyrokiem, jest dla mnie inspiracją do przemyślenia jeszcze raz – ale nie tamtego systemu. Bo każdy system reżimowy, autorytarny, kończy w konwulsjach terroru dodatkowego. W 1988 roku ginie ostatnia osoba, która podjęła próbę przeskoczenia muru. To jest absurd.
Ale dla mnie najbardziej interesujące jest to, co dzieje się później, w latach 90’. Jak to się dzieje, że wytwarzamy wspaniały czas idei, powstaje na nowo cały ruch obywatelski. A z drugiej strony jesteśmy tak zmęczeni tym, co było, że wytwarza się taka atmosfera pt. „do przodu”. My musimy gonić, musimy być lepsi, a ginie gdzieś potrzeba podsumowania, zamknięcia tamtych spraw. To się nam odbija dzisiaj, że myśmy, nie przerabiając takich spraw, ewidentnych, które powinniśmy przerobić, wytwarzamy opór. Ta skrajność daje także potem znać także w polityce. Dramat zrozumienia fantastycznych lat 90’ - to jest najważniejsza korzyść z tej książki.
Ale dla mnie najbardziej interesujące jest to, co dzieje się później, w latach 90’. Jak to się dzieje, że wytwarzamy wspaniały czas idei, powstaje na nowo cały ruch obywatelski. A z drugiej strony jesteśmy tak zmęczeni tym, co było, że wytwarza się taka atmosfera pt. „do przodu”. My musimy gonić, musimy być lepsi, a ginie gdzieś potrzeba podsumowania, zamknięcia tamtych spraw. To się nam odbija dzisiaj, że myśmy, nie przerabiając takich spraw, ewidentnych, które powinniśmy przerobić, wytwarzamy opór. Ta skrajność daje także potem znać także w polityce. Dramat zrozumienia fantastycznych lat 90’ - to jest najważniejsza korzyść z tej książki.
Ja jestem za 4 czerwca, jako świętem narodowym, umocowanym na Okrągłym Stole. To nie jest grzech. Sekwencja zdarzeń jest tak bogata, że aż trudno je wymieniać. To było gigantyczne koło zamachowe transformacji. My wychodziliśmy wtedy z zapaści. Wszystkim nam się wtedy spieszyło, chcieliśmy wyjść z tego, mówiąc kolokwialnie, „syfu”. Gigantycznej dewaluacji wszystkiego, którą wtedy żyliśmy. Co poniektórzy nosili wtedy pieniądze w plecakach.
I teraz sztuka polega na tym, żeby dzięki tej książce obudzić refleksję – nie tylko taką parabolą: „schyłek komunizmu i dzisiejsze czasy”, ale żeby zastanowić się nad latami 90’. I to jest dla mnie ta książka. Ona pokazuje ten fragment nieudany transformacji, czyli „przerobienia siebie”. Gdzieś to nam umknęło. Potrzeba nam tego powiewu intelektualnej debaty na bardzo dobrym poziomie i chwała, że to się dzieje.
Łukasz Czarnecki-Pacyński
l.czarnecki@gazetaolsztynska.pl
Zapraszamy na rozmowę z Cezarym Łazarewiczem: dostępna jest tutaj
Łukasz Czarnecki-Pacyński
l.czarnecki@gazetaolsztynska.pl
Zapraszamy na rozmowę z Cezarym Łazarewiczem: dostępna jest tutaj
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Dodaj komentarz Odśwież
Dodawaj komentarze jako zarejestrowany użytkownik - zaloguj się lub wejdź przez