Jeden z internautów napisał, że talent pisarski Jakuba Żulczyka jest ogromny jak jezioro Bajkał. Autor „Ślepnąc od świateł” i „Wzgórze psów” spotkał się w Olsztynie ze swoimi czytelnikami. Jego zdaniem pisarze to nudni ludzie.
Najnowszą książka Jakuba Żulczyka, pisarza pochodzącego z Mazur, kiedyś mieszkańca Olsztyna, jest „Wzgórze psów”. To historia młodego człowieka, który wraca z Warszawy do rodzinnego miasteczka Zybork, gdzieś na Warmii czy Mazurach. Wraca do wspomnień, ojca i małomiasteczkowych układów. Miejscem akcji poprzedniej powieści Żulczyka „Ślepnąc od świateł” była Warszawa, a jej bohaterem sprzedawca kokainy.
— Nie potrafię powiedzieć, czy duże miasto jest ciekawsze od małego — powiedział nam pisarz. — Ciekawa jest historia, która przychodzi mi do głowy. Miasto, które wymyśliłem na potrzeby „Wzgórza psów”, jest złożone z fragmentów Szczytna, Nidzicy i Wielbarka, ale też Dobrego Miasta. Wymyśliłem sobie, powiem górnolotnie, Faulknerowską przestrzeń (chodzi o fikcyjne hrabstwo Yoknapatawpha, które stworzył William Faulkner stworzył, wzorując się na rodzinnym hrabstwie Lafayette), do której dokładam kolejne elementy świata, w którym się wychowałem i który znam.
W ubiegłym tygodniu Żulczyk przyjechał na spotkanie z czytelnikami do Olsztyna. W czytelni Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej dostawiano krzesła. W sali przeważali ludzie młodzi.
Żulczyk jest pisarzem popularnym. Czytelnicy, jak powiedział, kupili 60 tys. egzemplarzy „Ślepnąc od świateł”. Według powieści powstał serial, który czeka na premierę.
Jeden z internautów napisał, że talent Żulczyka jest ogromny jak jezioro Bajkał. „Wzgórze psów” pochwalił bardzo recenzent Marcin Sendecki.
— To ciekawe, bo kiedyś w „Przekroju” zjechał moje „Radio Armagedon” — wspominał Żulczyk. — Dał książce jedna gwiazdkę. Teraz stał się bardzo przychylny. A nie zaczęliśmy się kumplować, ani nie pożyczyłem mu na samochód — żartował.
— To ciekawe, bo kiedyś w „Przekroju” zjechał moje „Radio Armagedon” — wspominał Żulczyk. — Dał książce jedna gwiazdkę. Teraz stał się bardzo przychylny. A nie zaczęliśmy się kumplować, ani nie pożyczyłem mu na samochód — żartował.
Żulczyk przyznał, że pisanie jest trudem, choć na pewno trudniej jest być kierowcą karetki niż pisarzem. — Wydawanie książek jest trudne — dodał. — Łaska krytyków na pstrym koniu jeździ, szczególnie, gdy pierwsza książka była sukcesem.
Podkreślił, że pisarstwo to nie jet ciekawy zawód. — Ciekawa może być książka — tłumaczył. — Jestem facetem, który siedzi i wali w komputer. To przypomina pracę biurową. Pisarze to nudni ludzie, którzy robią nudne rzeczy.
Pytany o sposób gromadzenia materiału literackiego Żulczyk odpowiedział, że ma zeszyty, w których notuje historie czy pomysły na postaci. Czasem trudno jednak mu te notatki odczytać. Z kolei jego aforystyczne powiedzenia (np. w „Ślepnąc od świateł”: Nigdy nie wiedziałem do końca, co znaczy lubić. Lubić to chyba znaczy być pozytywnie przyzwyczajonym) przychodzą mu do głowy w trakcie pisania.
W przyszłym roku Żulczyk zamierza napisać następna książkę. — Ma być krótka — zapewnił. „Wzgórze psów” ma 864 strony.
Ewa Mazgal
e.mazgal@gazetaolsztynska.pl
W przyszłym roku Żulczyk zamierza napisać następna książkę. — Ma być krótka — zapewnił. „Wzgórze psów” ma 864 strony.
Ewa Mazgal
e.mazgal@gazetaolsztynska.pl
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Dodaj komentarz Odśwież
Dodawaj komentarze jako zarejestrowany użytkownik - zaloguj się lub wejdź przez