Monika Glibowska urodziła się w Olsztynie. Mimo tego, że mieszka w Warszawie, to wciąż jest mocno związana z rodzinnym miastem. Niedawno ukazała się jej debiutancka powieść „Andumênia”.
Dlaczego akurat fantasy?
Jako czytelniczka chętnie sięgam po kryminały. Na półce mam książki tylko kilku autorów fantastyki. Jednak choć jest to nieliczna grupa, wywarła na mnie olbrzymi wpływ. J. R. R. Tolkien we „Władcy pierścieni” i „Hobbicie” stworzył niezwykły świat i ujął mnie pięknym językiem i filologiczną pasją, która ujawnia się w wielu elementach jego twórczości. Fascynują mnie też opowiadania J. L. Borgesa. Autor nie podaje niczego na tacy i zmusza czytelnika do myślenia. Zawsze kiedy próbuję napisać opowiadanie kryminalne, prędzej czy później wnika w nie magia lub niezwykłe zjawisko. Moja niesforna wyobraźnia niezmiennie skłania się ku światom fantasy.
Może pani opowiedzieć cos o konkursie, w którym wygrała pani publikację powieści?
Wydawnictwo Czwarta Strona (grupa Wydawnictwa Poznańskiego) zorganizowało w ubiegłym roku konkurs na powieść z gatunku fantastyki. Na konkurs wpłynęło kilkaset prac, a moja „Andumênia” zwyciężyła. Niedawno trafiła na półki księgarń. Dla mnie ten konkurs był przede wszystkim szansą na spełnienie największego marzenia – i udało się!
Łączy pani Olsztyn z Warszawą. Może pani to rozwinąć?
Urodziłam się w Olsztynie i tu prowadzę moją firmę, w której realizuję drugą (po pisaniu) pasję – zamiłowanie do kultur i języków. W Olsztynie mieszkają też moi rodzice i brat, więc zawsze będę czuła się związana z tym miastem. Natomiast miłością do Warszawy zarazili mnie pradziadkowie. W dzieciństwie odwiedzałam ich w mieszkanku w uroczej części Mokotowa. Od kilkunastu lat (z przerwami) sama tam mieszkam. Znam sąsiadki, które wciąż wspominają pyszne zupy mojej prababci czy talent pradziadka – złotej rączki.
Kiedy napisała Pani pierwszy tekst literacki?
Pierwszą mikropowieść napisałam jako jedenastolatka. „Andumênia” zaczęła powstawać po moich 18-tych urodzinach, ale pierwszy tom skończyłam po latach. Dlatego osobiście za debiut uważam opowiadanie kryminalne z elementami fantasy, „Lustra śmierci”. Zdobyło pierwsze miejsce w konkursie Verbum Nobile. Niestety wydawnictwo przestało istnieć, a opowiadanie nigdy nie zostało opublikowane. Kolejne teksty zostały nagrodzone, a następnie opublikowane na portalu Efantastyka oraz w antologiach pokonkursowych: „Spotkanie w Barcelonie” ukazało się w almanachu Światłocienie, a „Śmierć zielonego jokera” – w pierwszym zbiorze „Fantazji Zielonogórskich”. To były moje pierwsze kroki w świecie literackim.
Czym zajmuje się Pani zawodowo?
Jestem twórczynią i właścicielką Kreatywnej Szkoły Językowej. Uczę angielskiego i hiszpańskiego, prowadzę szkolenia dla nauczycieli i organizuję wydarzenia promujące języki i kultury. Wraz z fantastyczną kadrą KSJ staramy się pokazać uczniom, że zdobywanie wiedzy może być przyjemnością. Mam to szczęście, że obie moje pasje – pisanie i prowadzenie firmy – pozwalają mi na twórczą działalność i sprawiają, że nigdy się nie nudzę.
Michał Krawiel
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Dodaj komentarz Odśwież
Dodawaj komentarze jako zarejestrowany użytkownik - zaloguj się lub wejdź przez