Na „Wiśniowym sadzie” jak na szkolnym przedstawieniu [RECENZJA]

2016-03-29 11:33:19 (ost. akt: 2016-03-29 11:38:32)
Na „Wiśniowym sadzie” jak na szkolnym przedstawieniu [RECENZJA]

Autor zdjęcia: mat. Teatru im. S. Jaracza w Olsztynie

Realizacja sztuk dla teatru światowego klasycznych stanowi swoisty test: jesteśmy teatrem z ambicjami, czy jesteśmy teatrem odtwórczym? „Wiśniowy sad” w reżyserii Norberta Rakowskiego wskazuje na odpowiedź mniej satysfakcjonującą.

Na wstępie zaznaczyć należy, iż widz „Wiśniowym sadem” rozczarowany zdecydowanie nie będzie. Ma bowiem wszystko, czego wymaga się od sztuki pasjonującej: wyraziste postaci, jasną i klarowną fabułę, barwne dialogi, a w końcu i wzruszający, emocjonujący przebieg. Szkoda, że wszystko to jest zasługą zmarłego przed ponad stu laty Czechowa. Dramat kompletny, pozostaje więc tylko nauczyć się na pamięć tekstów, odegrać je i się rozejść? Takie właśnie założenie przyświecało chyba wystawieniu rosyjskiej sztuki w Teatrze Jaracza.

Aktorów w żadnym wypadku oskarżyć nie można o grę słabą, udało się im bowiem w satysfakcjonujący sposób zaznaczyć indywidualne cechy postaci, ukazać znamienny im rys. Znowuż jednak – to zasługa samej sztuki, prezentującej protagonistów nad wyraz charakterystycznych, wpasowujących się w archetypy korzeniami sięgające nierzadko do starożytności. Nie wszyscy aktorzy potrafili wykreować postać kompletną, skończyć historię swojego bohatera. Udało się tego dokonać właściwie tylko trójce: Maciejowi Mydlakowi odgrywającemu parweniusza Łopachina (rola najlepsza, łącząca charakterystyczną dla teatru wzniosłość z żywością postaci), Joannie Fertacz przedstawiającej zbankrutowaną właścicielkę wyprzedawanego majątku oraz Władysławowi Jeżewskiemu w roli podstarzałego sługi. Brak pomysłu na domknięcie roli można wybaczyć uczącym się dopiero gościom ze Studium Aktorskiego, ale cała reszta obsady zwyczajnie rozczarowuje. Szkoda szczególnie postaci Szarlotty – Małgorzata Rydzyńska odegrała jej rozliczne szaleństwa, żale i frustracje bardzo sugestywnie, jednak w żaden sposób nie zostały one dopełnione, nie wynikało z nich kompletnie nic.

Reżyser nie zdecydował się na potraktowanie ze szczególną uwagą któregokolwiek elementu sztuki. „Wiśniowy sad” Rakowskiego cierpi na brak myśli przewodniej. Poszczególne akty (powitanie powracającej po latach dziedziczki, beztroska zabawa w majątku, opijanie zakupu sadu przez chłopskiego dorobkiewicza) niepozbawione są uroku i mocy, ale łączą się ze sobą wyłącznie nitkami fabuły. Spektakl nie próbuje nieść ze sobą nic ponad to, co zapisane zostało przez Czechowa. A przecież wielkim problemem nie jest w sztuce wypełnionej tak bogatym wachlarzem charakterów i historii znalezienie jednego motywu, który stanowiłby nie tylko bardziej wyrazisty motor napędowy akcji, ale nadawał również poszczególnym wątkom nowego lub głębszego znaczenia. Tymczasem jest jak jest – kolejne sceny i odseparowane od siebie scenki migają widzowi przed nosem, bawią go lub wzruszają, ale do niczego nie prowadzą, niczego nie odkrywają.
Poprawne, miejscami nawet bardzo dobre odegranie znanego i lubianego dramatu o randze arcydzieła nie jest powodem do wstydu. Dumni jednak mogliby być z tego co najwyżej przedstawiciele szkolnego czy studenckiego kółka teatralnego. Od dużego teatru w dużym mieście wymagać powinno się o wiele więcej ambicji.

Michał Małysa

Komentarze (1) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Dodaj komentarz Odśwież

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Dodawaj komentarze jako zarejestrowany użytkownik - zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Bethlen #1963397 | 178.43.*.* 29 mar 2016 15:35

    Dyrektor jest bardzo zatroskany o kondycję demokracji w Polsce. Nie ma więc czasu pilnować poziomu spektakli.

    Ocena komentarza: warty uwagi (1) ! - + odpowiedz na ten komentarz