Kultura stylu, styl kultury

2015-02-27 12:00:00 (ost. akt: 2015-03-12 10:57:20)
Warsztaty artystyczne organizowane w Jezioranach

Warsztaty artystyczne organizowane w Jezioranach

Autor zdjęcia: arch. prywatne

W redakcji Gazety spotkało się w środę kilka osób z kręgów Archipelagi Kultury. Podczas spotkania wywiązała się dyskusja o stylach i przenikaniu się kultur. Przypomnijmy, że Gazeta ogłosiła rok 2015 Rokiem Kultury.

Rozmowa z Rafałem Mikułowskim, prezesem Fundacji Revita Warmia w Jezioranach.



— Czy w ogóle istnieje styl warmińsko-mazurski?

— Mamy w naszym regionie wielkie bogactwo kulturowe i jest naprawdę w czym wybierać. Mieszkamy na pograniczu w wielonarodowym środowisku. Mamy Ukraińców, mamy w sąsiedztwie Litwę i Powiśle. Mamy spuściznę Wilna. Jest tradycja niemiecka i holenderska. Ludzie z różnych stron Polski się tu zakorzenili i przywieźli swoją tradycję. Tym warto się inspirować. Jestem jak najdalszy od tego, by trzymać się sztywnego wzoru. Jestem za mieszaniem, za sykretyzmem. Musi to jednak mieć swoją logikę. Nie wprowadzajmy Prowansji ze sklepików dekoracją wnętrz na najniższym poziomie.

— A jak ocenia pan lokalne rzemiosło? Prawdziwych twórców ludowych nie mamy.

— Autentycznych twórców ludowych jest u nas bardzo niewielu. Tym bardziej są oni na wagę złota, a my staramy się ich dowartościować i pokazywać jako pozytywny wzór. Nasz projekt Warsztaty Warmińskie to próba określenia dobrej jakości sztuki użytkowej i dekoracyjnej w regionie. Staram się sięgać do autentycznych rzeczy. Ale wiem, że jest mnóstwo w miejscowym rzemiośle wyrobów "ni z gruszki i pietruszki". A turyści to kupują. Ja urodziłem się w skansenie. Moja najukochańsza babcia była etnografem, przyjaźniła się z panią Marią Znamierowską-Prüfferową, mityczną dyrektorką muzeum w Toruniu. Kąpałem się w tym od małego. Jako dziecko byłem świadkiem budowy parku etnograficznego. Jeździłem z babcią w teren, by zdobywać obiekty. Gdy wyjechałem do Afryki, też zbierałem sztukę.


— Czy w Afryce są jeszcze autentyczni twórcy, wykonujący różne przedmioty na potrzeby lokalnych społeczności? Czy wszyscy pracują już dla turystów? 

— Oczywiście, że są, ale jest też chłam sprzedawany turystom. Tyle że w Afryce epoka kamienia zderza się ze współczesną cywilizacją. Łatwiej tam o autentyzm. U nas namąciła sporo komuna, produkując sztucznie twórców ludowych na potrzeby Cepelii i pokazania, że ludowość jest żywa. 


— Ale jest chyba coś żywego i prawdziwego, gdy stare ludowe pieśni śpiewa Kapela ze Wsi Warszawa czy Adam Strug?

— To też jest synkretyzm, choć stara się czerpać z lokalnych wzorów. I to jest tak samo jak z agroturystyką i powrotem do produktów lokalnych. Podobnie było we Francji. Pewne tradycje zaczęły podupadać, choć nie było tam takiego trzęsienia ziemi i migracji, jakie spowodowała w Polsce II wojna światowa, ale w ich ładzie kulturowym coś się załamywało. W latach 60. XX wieku w niektórych rejonach Francji — w Bretanii, czy w głębi Prowansji, nie tej nadmorskiej — zaczęła robić się pustynia.

— Ale to się zmieniło?
— Tak. Pojawiła się moda na produkty lokalne, moda na slow life, na slow food i rzemiosło. Modę zapoczątkowali ludzi wykształceni, którzy zaczęli osiedlać się we wsiach. To oni zaczęli robić produkty lokalne, wykorzystując miejscowe wzory. I w tych miejscach dzięki osiedleńcom — takim jak u nas Piotr Romanowski z gminy Jonkowo — zaczęły powstawać ośrodki, które się stopniowo rozrastały. Na tej bazie zaczęto organizować różne festiwale, jak na przykład teatralny w Awignion. Nawiązanie do kultury lokalnej było oczywiste, bo ludzie mieszkali w starych owczarniach, żyli w konkretnym historycznym krajobrazie. Nie była to jednak kontynuacja etnograficzna.

— Prowadzi pan z Marceliną Chodyniecką-Kuberską warsztaty. Takie wspólne malowanie przez dorosłych i dzieci ma ogromną rolę integracyjną. 

— Zgadzam się, że wspólne malowanie i praca twórcza integrują. Dzieci, z którymi bawimy się w sztukę, świetnie spędzają czas i integrują się, ale równolegle trzeba rzetelnej edukacji w zakresie szlachetnych technik plastycznych i dorobku kultury regionu — czyli wzorów. U podstaw wielu regionalnych tradycyjnych wzorów leży zastosowanie szlachetnych naturalnych materiałów. Tak jest w tkactwie czy w budownictwie.

— A co pan zauważa na Warmii i Mazurach? Jest moda na lokalne klimaty?
— Kilka lat temu sporo jeździłem po agroturystycznych gospodarstwach. I w niewielu z nich znalazłem dla siebie coś atrakcyjnego. W większości była glazura, terakota, wersalka, telewizor, generalnie cywilizacja. Ale coraz więcej jest miejsc, których właściciele mają świadomość, że trzeba szukać czegoś innego, coś bliższego naturze, Warmii czy Mazurom, coś odróżniającego nas od innych. 

 


Ewa Mazgal

Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Dodaj komentarz Odśwież

Dodawaj komentarze jako zarejestrowany użytkownik - zaloguj się lub wejdź przez FB