Lubię, gdy sztuka mnie przeczołga

2015-05-03 12:27:00 (ost. akt: 2015-05-03 12:28:49)
Lubię, gdy sztuka mnie przeczołga

Autor zdjęcia: Beata Szymańska

O tym, kto chodzi do teatru, jaki jest statystyczny widz i co nas łączy z Płockiem rozmawiamy z Piotrem Filipowiczem, wicedyrektorem Teatru im. S. Jaracza. Teatr zgłosił akces do klastra kulturalnego Archipelagi Kultury Warmii i Mazur.

— Panie Piotrze, jaka była pana droga do teatru? Chyba nieoczywista, bo zaczął pan od studiowania politologii na UWM?

— Tak. Teatr to trochę dzieło przypadku. Kiedy przyjechałam z Płocka do Olsztyna na studia, jedynym moim kontaktem byli znajomi studenci Studium Aktorskiego i Teatr Jaracza był siłą rzeczy jednym z moich przystanków w Olsztynie, szczególnie Scena Margines, która rozpoczęła działalność pod kierownictwem Roberta Mrozowicza. Po jego śmierci (zmarł w 2004 r. — red.)  zostałem poproszony o przyjacielską przysługę przy spektaklu „Animowanie”. Pomysł inicjatywy oddolnej, pozaistytucjonalnej, mnie młodemu człowiekowi bardzo odpowiadało. Wówczas był to teatr kierowany do młodego widza, szukającego mocniejszych wrażeń na scenie i czegoś nowego w Olsztynie. W grupie znajomych i przyjaciół, choć oczywiście pod auspicjami teatru, zaczęliśmy przygotowywać spektakl „Dragi” według Witkacego.

— Jak Olsztyn wypada w porównaniu z Płockiem?

— W Płocku jestem teraz rzadkim gościem. Ale kiedy z niego wyjeżdżałem na studia, Olsztyn na tle Płocka wypadał rewelacyjnie.


— Może pan powtórzyć?
— (śmiech) Olsztyn wypadał rewelacyjnie. Ale kiedy teraz odwiedzam Płock… Zresztą nie trzeba go odwiedzać, żeby o nim usłyszeć, bo jest tam kilka naprawdę dużych imprez. Z tym że Płock leży na Mazowszu, czyli w najbogatszym regionie Polski, ma też tę właściwość, że ma w sobie duże dziecko. Wystarczy spojrzeć na Google Maps, by zobaczyć, że zajmuje jedna trzecią jego powierzchni. To rafineria. Ten olbrzymi zakład karmi większość mieszkańców Płocka i jest sponsorem strategicznym wielu przedsięwzięć artystycznych.


— Jakie są sztandarowe płockie imprezy?

— Na pewno jest to Reggae Land, na pewno Audioriver, festiwal nowej muzyki elektronicznej, który można porównać do Sacrum Profanum w Krakowie. Byłem na pierwszej edycji płockiego festiwalu, który wtedy nazywał się Astigmatic i pamiętam informację, że fani z Berlina jadący do Płocka utknęli w Kutnie. Płock jest nadal fatalnie skomunikowany z resztą świata.


— To nas z Płockiem łączy.
— Transport kolejowy w Olsztynie jest na lepszym poziomie. Przez Płock przejeżdżają głównie pociągi towarowe, a nie osobowe. Podróż pociągiem do Warszawy trwała, jak pamiętam, około 5 godzin. A to tylko 100 kilometrów
.

— W naszym teatrze na stanowisku wicedyrektora pracuje pan od lata ubiegłego roku. Jest pan menedżerem. Z tego, co wiem, teatr nie narzeka na frekwencję. Bywam nie tylko na premierach, ale na spektaklach już granych i widziałam, że sala jest wypełniona. Czy to znaczy, ze nie macie z publicznością problemów?

— Oczywiście, że mamy. Nie jest tak, że bilety są wyprzedawane na dwa miesiące przed premierą. Olsztyn i jego mieszkańcy, a tym bardziej ich portfele, nie są z gumy. Ale z frekwencji jesteśmy zadowoleni.

— Czy wiemy, jaki jest statystyczny olsztyński widz? Z moich obserwacji wynika, że jest kobietą w średnim wieku.

— Widz rzeczywiście przede wszystkim jest kobietą. Ale 84 proc. Polaków w ogóle nie chodzi do teatru, 16  proc. bywa w nim raz w roku. W tych 16 proc. mamy 2 proc., które chodzą częściej niż raz. Wydaje się, że są to dane zatrważające…


— A nie?

— Teatr zawsze był postrzegany miejsce elitarne. Do teatru wypada odpowiednio się ubrać i odpowiednio zachowywać.


— To prawda. Teatr to nie kino z popcornem, gdzie można spokojnie odebrać telefon.

— W kinie aktorom to nie przeszkadza, w teatrze na scenie występują żywi ludzie.

— Przychodzą do was licealiści i studenci?

— Ogólnopolskie badania pokazują, że widzem teatru jest młody człowiek między 24. a 39. rokiem życia. W Olsztynie tego nie widać. Brakuje, i to od dawna, przede wszystkim studentów. I nie tylko teatrowi. Mam wrażenie, że kultura studencka w Olsztynie kuleje.

— Jaki pan lubi teatr?

— Nie przepadam za komediami. Bardzo lubię być „przeczołgany” i to nie tylko jeżeli chodzi o teatr, ale też muzykę, sztuki plastyczne czy film.


— Czyli wielogodzinna inscenizacja „Dziadów” Michała Zadary we Wrocławiu jest jak najbardziej dla pana?
— To by mnie zainteresowało.

— W listopadzie Teatr Jaracza obchodzi 70-lecie sceny polskiej. Co przygotowujecie na jubileusz? Coś fajnego?

— Będzie to spotkanie na Scenie Kameralnej z polskim mistrzem literatury.

MZG

Źródło: Gazeta Olsztyńska

Komentarze (2) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Dodaj komentarz Odśwież

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Dodawaj komentarze jako zarejestrowany użytkownik - zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. ciekawe #1727993 | 46.230.*.* 3 maj 2015 22:37

    szczególnie porównanie Olsztyna do innego miasta - polecam wiecznie nieszczęśliwym kretynom, którym się wydaje, ze już gorzej niż w Olsztynie być nie może... guzik widzieli poza dziurą w drodze i realem, ale drą jadaczki

    Ocena komentarza: warty uwagi (2) ! - + odpowiedz na ten komentarz

  2. ludzie, #1727799 | 46.204.*.* 3 maj 2015 16:50

    co za bełkot! artyste sztuka czołga....

    Ocena komentarza: warty uwagi (1) ! - + odpowiedz na ten komentarz