Nie pozbawiaj nikogo nadziei

2019-12-08 13:04:48 (ost. akt: 2019-12-12 14:10:52)
Kulminacyjny moment - matka odchodzi w szpitalu.

Kulminacyjny moment dramatu - matka odchodzi w szpitalu

Autor zdjęcia: Łukasz Czarnecki-Pacyński

Piątkowa (6 XI) premiera przypowieści filozoficznej Marcina Wichy w Teatrze Jaracza w Olsztynie była niezwykłym wydarzeniem teatralnym.

Początek historii opowiedzianej przez Marcina Wichę w książce „Rzeczy, których nie wyrzuciłem” to w interpretacji Łukasza Barczyka pozornie prawdziwy banał. Oto starsza pani szykuje się do odejścia z tego świata, a jej syn zaprasza do domu przedstawicielkę zakładu pogrzebowego, aby pomogła przyszłej denatce wybrać odpowiednią oprawę swojego pogrzebu. Ot, kolejna usługa, którą w naszym skomercjalizowanym świecie zamawia się przez Internet a przybyły do domu handlowiec pokazuje na ekranie laptopa, co nas czeka po wykupieniu tej usługi właśnie u nich. „Czy nie przekroczyliśmy tu już dopuszczalnych granic?” - zdaje się padać ze sceny nieme pytanie. Które powraca chwilę później, kiedy oglądamy bohatera w relacji z bezduszną urzędniczką na poczcie.

Potem dowiadujemy się, że owa umierająca matka to ocalała z holocaustu Żydówka, która choć próbowała być z początku wdzięczną „Żydóweczką”, to musiała w końcu, jak prawdziwy „semicki nosorożec”, walczyć o swoje dzieci nieakceptowane przez powojenne społeczeństwo kraju swojego dzieciństwa.
Ta filozoficzna przypowieść nie ma w interpretacji Barczyka linearnej narracji i możemy jedynie domyślać się ze strzępków wypowiedzi jej uczestników dramatu, jaki rozgrywa się w ich sercach. Syn zmarłej, porządkując mieszkanie po jej odejściu, próbuje wyrzucić niepotrzebne książki, będące tutaj symbolem niepotrzebnej pamięci. To ona przeszkadza w asymilacji ze społeczeństwem wolnym od wspomnienia o przekleństwie Zagłady, która tak głęboko naznaczyła Żydów jako naród. Bo nawet kiedy sami proszą w bibliotece o „coś o Żydach, ale żeby nie było o holocauście”, słyszą w odpowiedzi: „To może Stary Testament?”.

I cóż z tego, że oni „wszyscy byli wykształceni”, tak, jak znakomity Julian Tuwim. Fakt jego istnienia jest dla nich jednak zaledwie „pewną pociechą” a nadzieję na wyjście z tego impasu daje dopiero młode, powojenne pokolenie, które pyta z dziecięcą niewinnością: „Dlaczego była Zagłada?”.
„Nie pozbawiaj nikogo nadziei – być może to ostatnia rzecz, jaka mu pozostała” - pada w pewnym momencie ze sceny i widz wychodząc z Sali Kameralnej Teatru Jaracza zadaje sobie pytanie, czy ma wciąż tę nadzieję w sercu. Bo przecież historia uczy, że nigdy jeszcze nikogo niczego nie nauczyła. Co zatem czeka nas dalej?

Filozoficzna przypowieść to zawsze wyzwanie dla twórców czy to filmu, czy dramatu scenicznego. Pisząc książkę można przecież wyjaśnić wszystko obszernie na jej kolejnych stronach. Jak jednak mówić o ideach posługując się językiem filmu czy teatru, kiedy trzeba jeszcze pamiętać o przekazie wizualnym oraz o konstrukcji scenariusza? Stanął tu Łukasz Barczyk przed wielką próbą swoich możliwości, jako autor tego scenariusza oraz jego realizator. Czy wyszedł z tej próby zwycięsko?

To zechcą państwo ocenić już sami. Wasz niżej podpisany reporter bije się bowiem z myślami. Z jednej strony mocno poruszony opisanymi wyżej przemyśleniami autora książki, z drugiej wciąż rozważa w sercu ocenę zaproponowanej przez Barczyka interpretacji. Czy jest ona wystarczająco czytelna? Ale czy można mówić o wielkich i złożonych problemach w sposób prosty i oczywiście zrozumiały? Znowu muszę odwołać się do Państwa osobistej oceny tego niezwykłego przedstawienia.

Na zakończenie wypada zwrócić jeszcze uwagę na interesującą, uniwersalną scenografię Mirosława Koncewicza oraz na brawurowe aktorstwo wykonawców spektaklu. Ewa Pałuska-Szozda z równą lekkością wciela się w role: wspomnianej wyżej bezdusznej urzędniczki na poczcie czy też rosyjskojęzycznej opiekunki dla starszej pani. Grzegorz Gromek z prawdziwą pasją śpiewa sławny utwór Beatlesów „I'm So Tired" w aranżacji kompozytora muzyki do spektaklu Filipa Szawernowskiego. Wbrew pozorom najtrudniejsza rola przypadła w udziale najbardziej doświadczonej na scenie Irenie Telesz w roli odchodzącej matki. Nie było tu przecież miejsca na żadne „aktorskie fajerwerki", a jednak przykuwa ona uwagę widza. Tak, jak cały spektakl.

Łukasz Czarnecki-Pacyński
l.czarnecki@gazetaolsztynska.pl



Komentarze (1) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Dodaj komentarz Odśwież

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Dodawaj komentarze jako zarejestrowany użytkownik - zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Monika #2836269 | 77.111.*.* 16 gru 2019 12:31

    Cześć panowie, z tej strony Monika 25 lat. Chętnie poznam normalnego faceta. Nie szukam sponsora, nie interesuje mnie jakie masz zarobki, samochód itp. Przede wszystkim cenię kulturę osobistą i poczucie humoru, wygląd dla mnie to sprawa drugorzędna. Zainteresowane osoby zapraszam do kontaktu. Więcej moich zdjęć można zobaczyć na moim profilu : https://wyspakobiet.eu/monia25

    ! - + odpowiedz na ten komentarz