Świat znowu się dzieli. Tym razem dzieli go film. Jedni uważają, że jest znakomity, inni że wprost przeciwnie. Spory dzielą nie tylko recenzentów, ale także rodziny. I nigdy nie wiadomo, gdzie można trafić na minę.
Chodzi o film „Blade Runner 2049”. Jest to jakby część druga nakręconego w 1982 roku obrazu Ridleya Scotta. Tamten film zyskał miano kultowego. Ja też go lubię, choć jest ponurą baśnią o przyszłości, w której obok ludzi na ziemi żyją androidy, czy inaczej replikanci, bardzo podobni do prawdziwych nas. Scott nakręcił film ze scenami i postaciami, które pamięta się mimo upływu lat. I przez te lata "Łowca androidów" (tytuł polski) żył sobie w nimbie filmowej świętości, niepodrabialny i osobny.
Za ciąg dalszy czyli sequel zabrał się Denis Villeneuve i obudził wielkie nadzieje. Tym bardziej, że produkcja kosztowała ponad 150 mln dolarów i że główną rolę zagrał Ryan Gosling, a obok niego pojawił się pierwszy łowca — Harrison Ford. No i co? No i Piotr Czerkawski, filmoznawca i krytyk młodego pokolenia napisał, że to film o replikantach nakręcony przez replikanta. Z kolei Janusz Wróblewski (z pokolenia średniego) dał „Runnerowi” w Polityce 5 na 6 punktów. Moja córka twierdzi, że to film bardzo dobry, a ja uważam, że nuda. Owszem, jest w nim scenograficzny rozmach, ale czasami jest to nadmiar kosztem sensu. Bo co nowego można powiedzieć o sztucznej inteligencji posługując się właściwie identyczna fabułą (ścigający zamienia się w ściganego)?
O sztucznej inteligencji ciekawie opowiada o tym swoim filmie „Her” Spike Jonze. To historia faceta, który zakochał się w uroczym, bystrym i zagadkowym systemie operacyjnym. To naprawdę inteligentne kino, film, który daje do myślenia — i o nas, i o sztucznej inteligencji.
Ewa Mazgal
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Dodaj komentarz Odśwież
Dodawaj komentarze jako zarejestrowany użytkownik - zaloguj się lub wejdź przez