Metallica - HARDWIRED... TO SELF-DESTRUCT [RECENZJA]

2016-11-19 18:20:58 (ost. akt: 2016-11-20 15:10:43)
Metallica -  HARDWIRED... TO SELF-DESTRUCT [RECENZJA]

Autor zdjęcia: materiały prasowe

Na wstępie muszę wyjaśnić jedną kwestię. Na kolejny album Metalliki czekałem od lat. To znaczy na początku. Bo z tym albumem przygód było co nie miara. Najpierw ogłosili całemu światu, że będzie. Ale zaraz… serio? Dacie go nam? Czy to żart? Potem Kirk Hammett zgubił telefon z riffami (TAAAA). Następnie data premiery – no będzie kochani, ale nie wiemy kiedy. To sprawiło, że przestałem czekać. No bo po co się niepotrzebnie denerwować? Ale kiedy jeszcze miałem oczekiwania to mówię sobie… cholera jeśli biorą się za płytę, to może będzie bomba?

Nie… co najwyżej odgrzewany kotlet. Przecież oni już na emeryturę, kupony odcinać, a nie za muzykę się brać. Ale hej, przecież to Metallica! Muszą mieć coś jeszcze do zaprezentowania, prawda? Te wszystkie rozważania skończyły się jedną prostą radą do samego siebie – nie miej wygórowanych oczekiwań, to się nie zawiedziesz. Oczywiście skończyło się na chęciach. Wszystko przez to, że świat obiegła informacja – płyta będzie jeszcze w tym roku. Szlag trafił olewanie. Ja po prostu musiałem czekać. Kolejne info – płyty będą dwie. 12 utworów. 80 minut muzyki. Cholera jasna.. to się nie może udać… Dużo się nie pomyliłem. W przypadku drugiego krążka. Ale może po kolei?

Otwierający płytę numer jeden „Hardwired” był tym na co czekałem. I sądzę, że nie tylko ja. To był ten podmuch lat 80-tych, którego chcieliśmy. Od razu zaznaczę, że nie chodzi mi o odtworzenie „Kill ‘Em All”. Bo po co? Chciałem nowości w starszym stylu – ich stylu, za który pokochałem zespół przed laty. Tekstowo mamy tu w sumie przedstawioną całą koncepcję wydawnictwa. Kwartet zadaje nam proste pytanie – na jakim etapie cywilizacji jesteśmy? Technologia steruje nami, czy my technologią? Odpowiedź należy do słuchaczy. Nie da się w tym miejscu nie wspomnieć również tegorocznej propozycji Megadeth pt. „Dystopia”. Ale wróćmy do Metalliki. Drugi utwór na pierwszym krążku to „Atlas Rise”, gdzie cichy głos mówi mi „Iron Maiden są naszą inspiracją”. I bardzo dobrze, bo wyszło super. „Now That We’re Dead” to już w ogóle jeden z moich ulubionych nowych kawałków.


A właśnie, co do teledysków – według mnie idealnie podsumowuje je wczorajsze stwierdzenie zasłyszane w radiu: „Znów są o dwa kroki przed wszystkimi”. Wpuścili całą płytę do sieci (Napster lubi to) a i tak po fizyczne nośniki ustawiają się tłumy. Czy w dobie ściągania muzyki na potęgę nie zasługuje to na pochwałę? Klipy są zresztą świetne. Szczególnie te animowane. Ale nie będę się nad tym zbytnio rozwodzić. Ocenę zostawię Wam.

Omawianie drugiego krążka z „Hardwired… To Self–Destruct” chciałem opóźnić. No cóż – wspominałem, że to się nie może udać. „Confusion” – tytuł idealny, bo nie wiem kompletnie jak to zrobili. Riff jest świetny, ale potem niepotrzebnie zwalniamy. Z tekstem też nie jest najlepiej. To znaczy z wyśpiewywaniem, bo słowa dobre. W klipie do tego kawałka jesteśmy na wojnie. I muszę przyznać, że gdy oglądam teledysk jest mi łatwiej przełknąć otwarcie drugiego krążka. Tyle że nadal jestem zagubiony. Trochę przekombinowali. Niech to słowo wybrzmi jeszcze raz przy kolejnej pozycji „Man UNkind”. Teledysk akurat trzeba tu wspomnieć, bo nie wierzyłem jak widziałem. Metallica blackmetalowa?


Riff wprowadzał mnie w headbanging, ale gdy wszedł wokal dostałem kubłem zimnej wody. Niby mnie trzepie i telepie, ale nie tak, jak trzeba. Zmuszałem się trochę, żeby wysłuchać całości. I to już od połowy. Przy „Here Comes Revenge” jest to samo. Totalnie przekombinowane. Solówka jest bezpłciowa. Nie dość, że utwór w ogóle tu nie pasuje, to jeszcze trwa przerażająco długo – najdłuższy utwór z drugiej płyty! Po tytule następnego w kolejce „Am I Savage” od razu chciałoby się drugiego „Am I Evil”. No cóż. Nie ma tak dobrze. To przerecytowana piosenka. I choć nie odrzuciła mnie totalnie, to po prostu jest słabiutko. Na „Murder One” moim zdaniem trzeba patrzeć przez pryzmat teledysku i całej otoczki. To hołd oddany Lemmy’emu Kilmisterowi, zmarłemu w tym roku basiście Motörhead.


Wielka inspiracja Metalliki dostała od nich coś więcej niż cover „Ace Of Spades”, jak u większości innych kapel. I za to ich szanuję. W sumie nie miałbym problemu, żeby puszczać to w aucie czy domu. Tylko musiałbym przewijać szybko resztę. Na zakończenie (chyba specjalnie) dostajemy potężnego kopa. „Spit Out The Bone” to thrash w świetnym wydaniu. Głowa lata mi cały czas. Nawet Lars dostaje tu plusa. Mam nadzieję, że udźwigną to na koncertach, bo ten kawałek zasługuje na wielkie mosh pity.


Dwupłytowe wydawnictwo było moim zdaniem słabym pomysłem. Gdyby „Hardwired… To Self-Destruct” zostawić jako jedną płytę i poodrzucać sprawiedliwie z samym sobą zapychacze w stylu „Am I Savage” czy „Here Comes Revenge” byłoby lepiej. Jeśli zespół chciał nam wynagrodzić lata czekania, to bardzo słabo mu to wyszło. Mimo to Lars powinien zostać trenerem managerów innych zespołów. Co do pominiętej trochę przeze mnie warstwy tekstowej, to muszę przyznać, że zawsze byłem na tym punkcie szalony. Nie umiesz pisać piosenek? Rób płyty instrumentalne. Moje szaleństwo zostało uspokojone, bo James Hetfield przemawia do mnie na tym krążku w ogromnym stopniu. Nie przemawia za to Kirk Hammett, który widać, że się stara, ale solówki tylko momentami były interesujące. Kwestię okładki zostawię, bo już ją wyjaśniono. Po prostu cierpię, że nie dostaliśmy tego wszystkiego w mniejszym opakowaniu. Bez drugiego krążka. Wtedy byłoby po prostu epicko. Mimo to jeśli ktoś mówi, że oni skończyli się na Kill Em All jest dla mnie po prostu malkontentem. A nie ma większych niezadowolonych niż fani „prawdziwego metalu”. Nie wiem czy nagrają kiedyś kolejny album. Ale.. czekałbym. Było warto.

Ocena:
CD 1 8/10
CD 2 5/10


Odsłuch w usłudze Spotify.

Paweł Jaszczanin

Komentarze (5) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Dodaj komentarz Odśwież

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Dodawaj komentarze jako zarejestrowany użytkownik - zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Metalowiec co się zowie #2125363 | 164.127.*.* 2 gru 2016 00:41

    "Here comes revenge" zabija i odwalić się od tego numeru. Moi sąsiedzi znają go już na pamięć ;)

    Ocena komentarza: warty uwagi (2) ! - + odpowiedz na ten komentarz

  2. Sobol #2117793 | 87.211.*.* 21 lis 2016 23:11

    A mnie wchodzi cała płyta. Po prostu drugiemu CD trzeba poświęcić więcej czasu. Dla mnie całość 9/10.

    Ocena komentarza: warty uwagi (4) ! - + odpowiedz na ten komentarz

  3. klos #2117451 | 88.156.*.* 21 lis 2016 16:17

    O co chodzi z tym Now That We're Dead? Kawałek do bólu przeciętny, a wszyscy zachwyceni. Za to jeden z najlepszych na albumie Here Comes Revenge nikomu się nie podoba. Kolejna recenzja, w której czytam to samo, tak jakby wszyscy recenzenci mieli identyczny gust.

    Ocena komentarza: poniżej poziomu (-1) ! - + odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)

    1. gal_anonim #2117257 | 157.25.*.* 21 lis 2016 10:31

      Recenzja jak to recenzja. Dla mnie kawałek Here Comes Revenge jest jednym z ulubiomych na tej płycie i nie wydaje sie za długi.

      Ocena komentarza: warty uwagi (5) ! - + odpowiedz na ten komentarz